Widziałam szkołę i się zachwyciłam. Jest to szkoła w Gosławicach, pracuje metodą Montessori i jest dwujęzyczna, uczą się w niej dzieci mniejszości niemieckiej. Malutka, wiejska szkoła – trochę ponad 100 dzieci w szkole i 50 w przedszkolu.

Od razu uprzedzam, że jest to szkoła niepubliczna, ale czesne w niej wynosi … 150zł. Nie wiem, jak im się udaje wiązać koniec z końcem, bo szkoła jest pełna pomocy montessoriańskich, które są bardzo drogie. Szczęśliwie mają bardzo dobre zaplecze w postaci pięknego budynku szkolnego z salą gimnastyczną z prawdziwego zdarzenia.

Odwiedziłam szkołę dodatkowo, gdyż brałam udział w konferencji organizowanej przez szkołę pt.: „Ocena w szkole: Wskazywanie kierunku rozwoju oraz jak uczy się mózg”. Przed konferencją zostałam zaproszona, aby zobaczyć szkołę i stąd ten zachwyt.

Podobało mi się wiele, ale to co natychmiast rzuciło mi się w oczy, to cisza i samodzielność uczniów. Lekcje zaczynają się od rytuału w kręgu, obserwowałam taki krąg w przedszkolu, widać było, że jest to codzienny zwyczaj, który pięknie rozpoczyna dzień. Pani zwracała się do dzieci w dwóch językach i widać było, że wszystko rozumiały i odpowiadały swobodnie w obu językach. Zajrzałam do maluchów w przedszkolu, właśnie zasiedli do śniadania, które sami przygotowali.

Widok sal z pięknie wyeksponowanymi pomocami był wspaniały. Nauczycielki same robią pewne pomoce, ale mają też oryginalne, które są bardzo kolorowe, przemyślane i świetnie wykonane. Lekcje w klasach odbywają się przy drzwiach otwartych, każde dziecko samo decyduje, czym się będzie zajmowało i ma do dyspozycji pomoce dydaktyczne i pomoc ze strony nauczyciela.

Widziałam ucznia klasy drugiej, który dodawał do siebie dwie liczby czterocyfrowe. Miał do tego świetną pomoc, która dobrze wyjaśniała przekraczanie progu dziesiątkowego. Koło niego siedział uczeń i pisał w swoim zeszycie. Zeszyt był piękny. Pani nauczycielka pokazała mi zeszyty uczniów, każdy może wybrać format, jaki chce i są to OK zeszyty z celami lekcji, kryteriami sukcesu i własnymi notatkami uczniów. Gdy zeszyt się kończy zaczyna się używać następny. Zeszyty są uczniów i nauczyciel nie ignoruje w nie.  Widziałam na ścianach prace plastyczne uczniów, niektóre wykonane wspólnie przez uczniów, jeden z obrazów wisi w gabinecie dyrektora, ale jest tak piękny, że zostanie podarowany przyjaciołom z Niemiec. W rogu korytarza stał stoliczek z kącikiem jesiennym, w szkole dba się o celebrowanie pór roku.

Szkoda, że nie mogłam zostać dłużej. Zastanawiam się, czy nie można byłoby pewnych elementów tej pedagogiki przenieść do publicznej szkoły, np. przygotowywania posiłku przez przedszkolaków lub wyboru przez ucznia tego czym się będą w danym dniu zajmować lub porannych kręgów. Może gdybyśmy częściej odwiedzali różne szkoły, to byśmy korzystali z dobrych przykładów i je sami we własnych szkołach w miarę możliwości wdrażali. Myślę, że Pani dyrektor Martina Osuchowski chętnie zaprosiłaby gości do swojej szkoły, a warto.

Postaram się zaproponować naszej inicjatywie Frajda z nauczania zebranie dobrych praktyk z różnych pedagogik i szkół, które bez trudu można zastosować we własnej szkole.