Przedstawiam list mojego ucznia Wojciecha Gizy w odpowiedzi na mój wpis: https://osswiata.ceo.org.pl/2022/12/04/lon-47/. Po 24 od matury zaprosiłam moich uczniów ze szkoły, w której dyrektorowałam przez 4 lata, na spotkanie. Przyszło sporo osób, wrażenia opisałam pod linkiem zamieszonym powyżej. Kilka osób mi odpisało, że maja podobne poglądy i opinie. Po dwóch miesiącach napisał Wojtek i ten list przedstawiam (za jego zgodą), po zamalowaniu danych osobowych nauczycieli. Dla mnie jest to wielki prezent, a szczególnie dlatego, ze Wojtek był najlepszym uczniem w szkole i można byłoby sadzić, że dobre stopnie, które otrzymywał mu służyły.

A jednak!

List

Dość długo zastanawiałem się nad tym co napisałaś na temat doświadczenia wynoszonego ze szkoły i jego przydatności w “prawdziwym życiu”, i w wielu sprawach się zgadzam z tym, co napisałaś. Ponieważ jednak dałaś mi do myślenia, to chciałem się podzielić także swoimi obserwacjami i wnioskami – zwłaszcza, że byłem tzw. “dobrym uczniem”, co jak się okazało raczej mi utrudniło niż ułatwiło start w dorosłość.

1) Oceny nie są żadnym wskaźnikiem czegokolwiek. Okazuje się, że mimo świetnych ocen z matematyki już na egzaminach na studia miałem kłopot ze zdaniem, a statystyka odbiła mi się czkawką. Po wyjściu z liceum (ze studiów zresztą też) miałem poczucie, że jestem ciemny jak tabaka w rogu, nic nie umiem, i – ogólnie – do niczego się nie nadaję. Dobre oceny dały mi złudne poczucie, że szeroko rozumiane dobre życie przyjdzie samo. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne, nie ukrywam.

2) Okazało się, że jakieś 80% sukcesu w życiu zależy od umiejętności postępowania z ludźmi – z klientami, szefami, współpracownikami, podwładnymi, konkurentami, partnerami… Tutaj szkoła nie przychodzi z pomocą (chociaż LON47, cała kadra nauczycielska, ale przede wszystkimi Pani psycholog, były pod tym względem znacznie lepsze niż inne szkoły, które miałem okazję poznać).

3) To czego najbardziej brakuje w szkołach (ale znów, w LON47 było pod tym względem dużo lepiej) to pracy z uczniami. Pamiętam jak po pierwszym wypracowaniu dla Pani polonistki uczeń Radek, po raz pierwszy w liceum dostał piątkę i jak siedział w oszołomieniu, nie mogąc w to uwierzyć. Ale to nie ocena go zachwyciła, tylko to, że nauczycielka pochyliła się nad jego pracą, wykazała się uważnością – po prostu go zauważyła. Z kolei ja dostałem trójkę – niekoniecznie dlatego, że moja praca była słabsza, ale dlatego, że Pani dość szybko zrozumiała, że mnie bardziej motywują i uczą porażki. Mnie też ta historia pomogła, też poczułem się zauważony. Zrozumiałem, że nie będę mógł się “prześlizgiwać” – na co pozwalała poprzednia polonistka. A w większości szkół podstawowym narzędziem komunikacji nauczyciel-uczeń są oceny: które są oczywiście proste do zrozumienia (i wystawienia), ale po pierwsze działają w jedną stronę, a po drugie utrudniają pracę nad sobą (często uczniowie po prostu nie wiedzą, gdzie nie dowieźli, czego im zabrakło, etc.).

4) Jeśli miałbym powiedzieć o najważniejszych (poza przyjaźniami i wspomnieniami) rzeczach, które wyniosłem ze szkoły – to zrozumienie czym różni się krytyka (w branżuni to się mówi feedback) od oceny/ potępienia/opierniczu. I to w pełni Wasza zasługa. Nasi nauczyciele nie dzielili się na tych, którzy puszczali wszystkich, jak leci i takich, którzy wszystkich oblewali. Każdy z nauczycieli miał w większym lub mniejszym stopniu umiejętność skupiania się na pozytywnych cechach ucznia lub jego pracy – ale też szybkiego i precyzyjnego wskazywania obszarów do poprawy.

Przy okazji raz jeszcze chciałem podziękować za zorganizowanie tego spotkania. Zaskoczyło mnie, że nie miało ono tylko wymiaru kurtuazyjnego, sentymentalnego czy terapeutycznego, ale naprawdę dało mi na jakiś czas do myślenia (na co dowodem jest pewnie też to, że od naszego spotkania minęły niemal dwa miesiące).

Pozdrawiam serdecznie,

Wojtek