Przeczytam na portalu – Wyborcza Edukacja:

„Takie mamy czasy, że  nikt nie lubi chodzić do  szkoły: ani uczniowie, ani nauczyciele, ani rodzice”

Jeszcze pewien czas temu powiedziałabym, że może to być prawda. Jednak po przeprowadzeniu się na wieś z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć – NIEPRAWDA.

Większość dzieci, które pytam czy lubią szkołę, twierdzą, że tak. Nauczyciele też ją lubią i część rodziców też. Szkoła na wsi jest często miejscem przyjaznym, wszyscy się znają, nikt nie jest anonimowy. Szkoła jest ośrodkiem kultury i kontaktów społecznych. Dla uczniów uczęszczanie do szkoły jest możliwością spotkania rówieśników i często osób, które się interesują, ich problemami i sytuacją poza szkolną.

Po przeczytaniu powyższego cytatu zaczęłam się zastanawiać, jak ja bym odpowiedziała na pytanie – czy lubię szkołę, gdy byłam uczennicą. Uczyłam się w stolicy. Pewnie odpowiedziałabym, że nie lubię. Prawdopodobnie skupiłabym się na kilku opresyjnych nauczycielach. Ale gdyby mnie zapytano czy lubię kolegów i koleżanki, czy lubię wychowawczynie, czy lubię wycieczki i niektóre przedmioty, to odpowiedziałabym, że tak.

Jeśli coś się nam mniej podoba, to się na tym skupiamy i dlatego na pytanie czy lubimy, nasuwa się nam myślenie o trudnych sytuacjach, które przeżywamy, szczególnie gdy właśnie trwają.

Wiem, że badanie PISA ocenia Polskę nisko w lubieniu szkoły przez uczniów. Jednak takie ogólne pytanie nie jest miarodajne. Gdyby zapytano ucznia czy lubi kolegów z klasy, to jak miałby odpowiedzieć, gdy lubi połowę, a połowę nie lub jednego dnia lubi, a drugiego nie lubi?

Przestańmy się biczować wynikami badań podobnych do PISA. Zajmujmy się naszą szkołą w której uczymy. Zapytajmy uczniów, czy czują się bezpiecznie, albo lepiej w jakich miejscach czują się bezpiecznie, czy jest ktoś w szkole, z którym chcieliby się podzielić problemem, czy mogą liczyć na pomoc itp.